4 dni

Mija nieco ponad miesiąc odkąd zdecydowałam się na dwuletni "exodus" do Italii.
Nie ukrywam, że czas ten minął szybciej niż myślałam, a ilość rzeczy jaką zrobiłam mnie samą jeszcze zadziwia.;) Ale cóż wyczekiwany przyjazd Łukasza do mojego nowego domu?! także nadszedł nadspodziewanie prędko i tak też nadspodziewanie prędko minął..
Na szczęście przez te 4 dni razem, mogłam pokazać mu nieco Milano, co prawda na pewno jeszcze 
z punktu widzenia turysty, ale który już całkiem nieźle orientuje się w rozkładzie jazdy autobusów i metra. ;) 
A zwiedzanie Mediolanu jest zupełnie bezbolesne. W dzień przyjazdu od razu ruszyliśmy w miasto,
a gdzie? Oczywiście na początek do samego centrum. Czyli wymienianego przeze mnie parokrotnie placu, na którym znajdują się najbardziej popularne atrakcje Mediolanu takie jak Duomo, Galleria Vittorio Emanuelle II, la Rinascente i Museo del Novecento. Krążyliśmy wśród uliczek wokół placu szukając czegoś do jedzenia, ale jak Łukasz stwierdził w centrum łatwiej się ubrać niż zjeść, a więc w końcu wygłodniali jak rasowi turyści pochłonęliśmy pizze w pierwszej lepszej knajpie, której ceny były w miarę "rozsądne" w towarzystwie co by tu mówić takich jak my - cudzoziemców.
Trzeba też zaznaczyć, że wszechobecny tłum (4 dni świąt) nie sprzyjał bardziej wyrafinowanym poszukiwaniom kulinarnym. ;)


Następnego dnia, my - znani fashoniści udaliśmy się oczywiście w dzielnicę mody zwanej po włosku quadrilatero - składająca się z 4 ulic zamykających nas w raju FAShion Victims czyli najdroższych        i najlepszych sklepów projektantów włoskich i zagranicznych.
Znajdziemy tu nawet Hotel Armani i 120 innych sklepów jak D&G czy Valentino - świetne miejsce na zakupy! obłowiliśmy się jak nigdzie ;)


Dalej spacerkiem na Brere, ale o niej dokładnie opowiem w kolejnym poście!
W skrócie - przecudna dzielnica bohemy artystycznej z przepiękną Accademia di Belle Arti i fantastycznymi małymi knajpkami, galeriami i sklepami ze starociami.
Po drodze do Parku Sempione musieliśmy zatrzymać się na szybkie uzupełnienie energii.
Do tego polecam piekarnie Van Bol & Feste, gdzie można zjeść przepyszne przekąski jak foccacie czy pizze czy bóg wie co jeszcze, a także lody! No i warto się zatrzymać chociażby dla samej atmosfery tego miejsca.


Kolejnego dnia po nocy Halloween'owych szaleństw i paru kilometrach spaceru z klubu do domu - taksówek nie uraczysz w taki dzień - musiał być chillout.
Dlatego wybór padł na Navigli. Dawna dzielnica portowa gdzie znajduje się kanał Naviglio Grande, wzdłuż którego znajdziemy ogromny wybór knajp, restauracji i barów. Co prawda najlepiej odwiedzić tę dzielnicę wieczorem kiedy wszystkie knajpy oferują tzw. aperitivo, ale my byliśmy w dzień. 
Grunt to oryginalność! ;) 


Miłego Weekendu